Wróciłem do Bagdadu nie bez przykrego poczucia samotności. Zazwyczaj widok wuja Tarabuka po długiej niebytności w domu sprawiał mi przyjemność. Od czasu jednak gdy wuj Tarabuk odmienił swą postać pod wpływem i namową Chińczyka, nie mogłem już na jego widok doznawać uczuć rodzinnych. Nie wydawał mi się po dawnemu wujem, lecz dziwacznym potworem. Na domiar złego nie pozbyłem się moich obaw i podejrzeń. Wciąż jeszcze tkwiła mi w głowie nieznośna i uparta myśl, że wuj pragnie jeszcze za życia przedrukować swe utwory na powierzchni mego ciała.
Niespokojnie i nieufnie wszedłem do pałacu.
Wuj Tarabuk powitał mię radośnie. Chińczyk, który stał tuż obok niego, skłonił mi się życzliwie.
- Drogi mój Sindbadzie! - zawołał wuj. - Cieszę się, że wracasz zdrów i wesół. Wiedz o tym, że dzień dzisiejszy jest dla mnie dniem uroczystym. Pamiętasz chyba, że w czasie ostatniego twego pobytu w Bagdadzie plecy moje nie były jeszcze uświetnione żadnym drukiem. Miałem właśnie w pomyśle cudowny poemat i czekałem na jego wykonanie. Ukończyłem go właśnie wczoraj, a dzisiaj mój przyjaciel, Chińczyk, wydrukował mi go na plecach. Upajam się tą myślą, że mam na plecach prawdziwe arcydzieło, wspaniały poemat pt. Naprzód. Jest to utwór buńczuczny, czupurny, zawadiacki i zuchwały! Utwór pełen wykrzykników. Utwór wzbierający męstwem i odwagą! Mam go na plecach! Wprawdzie skazany jestem na to, iż nigdy własnymi oczyma nie będę go mógł odczytać, lecz mój chiński przyjaciel co dzień z rana odczytuje mi głośno ów poemat.
Chińczyk uśmiechnął się i z lekka poklepał wuja po plecach. Stwierdziłem z zadowoleniem, że wuj zapomniał jakoś o przekazanym mi prawie przedruku, a w każdym razie nie poruszał tej drażliwej sprawy.
Zmęczony długą podróżą, udałem się wkrótce na spoczynek. Nazajutrz wuj spytał mnie, czy tym razem wręczyłem jego wiersz. jakiejkolwiek królewnie.
- Przebacz mi, wuju, moje karygodne zapomnienie - zawołałem nieco zawstydzony. - Miałem tyle kłopotów i nieszczęść, że zapomniałem zupełnie o swej obietnicy.
- Widzę, że nie mogę polegać na tobie - odpowiedział wuj Tarabuk. - Każesz mi zbyt długo czekać na sposobność, a tymczasem starzeję się z dniem każdym i boję się owej chwili, gdy piękna królewna, oczarowana moim wierszem, dozna poniekąd zawodu, ujrzawszy samego autora zbyt leciwego i zbyt wiekowego. Zamiast mię nazwać swym mężem, nazwie starym dziadem. Postanowiłem tedy wyruszyć w podróż razem z tobą. Uczony Chińczyk będzie nam towarzyszył. Chciałbym to uczynić jak najprędzej. Kiedy zamierzasz opuścić Bagdad?
- Jestem gotów odjechać choćby dziś jeszcze - odrzekłem. - Żądza podróży stała się moim nałogiem. W Bagdadzie nie widuję nikogo prócz ciebie i Chińczyka. Tam zaś, w krajach nieznanych, oglądam takie dziwy i cuda, o jakich wy obydwaj nie macie pojęcia. Wszystko tam jest zaklęte i zaczarowane. Na każdej wyspie rozkwita inna baśń. W każdej baśni przebywa inna królewna.
.:: top ::.
Copyright lesmian.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska współpraca • autorzy • kontakt